Niemal rok temu skakałam z radości, że dostałam wreszcie pracę. Parę dni póżniej próbowałam pierwszego połączenia do pracy - wyszły 2 godziny od momentu wyjścia z domu do dotarcia do pracy. Wtedy pojawiły się pierwsze myśli o kupnie samochodu. Po kolejnych paru dniach mąż wypożyczył akurat samochód, bo był potrzebny, postanowiliśmy więc w ramach weekendowej wycieczki wybadać samochodową trasę do mojej pracy. Niespodzianka - zajęło to niecałe 30 minut od drzwi do drzwi! ;)
Tuż przed wyruszeniem, nie znając jeszcze naszego nowego miasta, zahaczyliśmy o supermarket sieci, której tez jeszcze nie mieliśmy okazji wypróbować, bo w miejscu poprzedniego zamieszkania ani w okolicy nie było sklepu Morrisson's. Sam market wewnątrz sprawił na mnie wrażenie chaosu, nie mogłam nic odnaleźć wśród regałów i lodówek, ale z tej wizyty wyszlismy z pudełkiem sałatek z baru sałatkowego przy stoiskach warzywnych. Jedna z tych sałatek tam mnie zachwyciła chrupkością, że postanowiłam odtworzyć ją w domu. Sałatka smakuje mi nadal, mimo, że do mojej pracy już nie jeżdżę ;), a przepisem "z głowy i z języka" dzielę się juz dzisiaj :)
Składniki:
- 2 średniej wielkości selery naciowe (u nas sprzedawane w dwupakach)
- 1-2 jabłka - najlepiej, żeby były chrupkie, słodko-kwaskowe :)
- 1 garść rodzynek
- majonez
- sól
Sposób przygotowania
Składniki pokroić, wrzucić do miski, dodać majonezu, wymieszać. Voila!
Smacznego :)
A to mi się kojarzy z sałatką Waldorf, dodaję do niej jeszcze orzechy:)
OdpowiedzUsuń