Wiele razy słyszałam tą śmieszną nazwę potrawy, Toad in the hole. Jednak przez długi czas nie wiedziałam właściwie co to tak naprawdę jest, z czym to się robi, je, jak się do tego zabrać. Dopiero gdy wpadłam w szał książkowy - kupiłam stosik książek Jamiego, dokopałam się do przepisu na tą potrawę i postanowiłam spróbować i wybadać.
Od razu napiszę, że nie jest to specjalnie zdrowa potrawa, bo używa się do niej dość sporo tłuszczu. Według informacji na stronie Jamiego 1 porcja tej potrawy zawiera w sobie niemal 1000 kalorii, więc mogłaby stanowić jedyny posiłek w ciągu dnia dla stosujących dietę 1000 kalorii!
Ale spróbować raz nie zaszkodzi... szczególnie, że była to kolejna szansa dana tutejszym kiełbaskom. Bo tutejsze, angielskie kiełbaski są specyficzne i tym którzy zasmakowali w różnorodności polskich wyrobów niekoniecznie przypadnie do gustu.
Już w trakcie przygotowywania dania musiałam nieco zmniejszyć proporcje, bo odkryłam, że brakuje mi jajka, później doszłam do wniosku, że blaszka jest za mała na 8 kiełbasek, więc użyłam tylko 6. Oryginalne proporcje można znaleźć na stronie Jamiego. Dodatkowo nie udało mi się zrobić sosu jak u Jamiego, bo zabrakło mi surowców - przepis na sos można znaleźć na stronie, ja pozwolę sobie wrzucić same proporcje na Toad in the hole, bez sosu/dodatków. (my z braku laku skorzystaliśmy z sosu pieczeniowego typu instant)
Nasze wrażenia? Ciężko określić - tuż przed wyjęciem z piekarnika wizualnie danie prezentowało się pięknie - ciasto pięknie wyrosło i górowało nad blaszką. Degustacja wyszła w miarę, bez fajerwerków.
Przepis pochodzi z książki Happy Days with the Naked Chef.